Polskie Stowarzyszenie Golfa Seniorów

Aktualności

Golf a koronawirus – felieton Wojciecha Pasynkiewicza

Miłość w czasach zarazy, czyli golf i korona wirus.

Mam trochę długów do spłacenia więc mniej życzliwi koledzy, którzy sądzili, a być może nawet dalej sądzą, że nie pracuję, tylko gram w golfa, a potem piszę felietony – powiedzieli jasno i wyraźnie: „Wojtek, żadnych felietonów, nic na FB, na Instagramie, zero, cisza, morda w kubeł, do roboty i spłacaj kasę.”

Różni ludzie cenią sobie różne cechy. W czasach prosperity zapraszaliśmy do domu, na dobre kolacje przyjaciół, polityków, artystów, ludzi kultury i mediów. Jak już sobie pogadaliśmy (trochę) i popili (nie trochę) i atmosfera zrobiła się luźna i niezobowiązująca, to zadawałem swoim gościom pytanie i prosiłem, żeby każdy po kolei na nie odpowiedział. Czasem pytałem o marzenia, czasem o cechy charakteru, które sobie cenią, czasem o inne rzeczy. Jak wszyscy się już wypowiedzieli, to zwykle prosili mnie o mój głos w danej kwestii.

Więc jeśli chodzi o cechę charakteru to najbardziej cenię sobie pokorę.

Tak więc z pokorą przyjąłem polecenia kolegów i od grudnia 2019 zamilkłem na dobre parę miesięcy.

Co prawda napisałem w międzyczasie felietony o Las Vegas, Litwie, o golfie w raju i o RPA, ale będąc fair z wydawcami moich artykułów i czując moralne zobowiązanie do zaleceń kolegów, postanowiłem ich nie upubliczniać w mediach społecznościowych.

Wirus jednak wszystko zmienił:

– magazyny, w których publikuję przestały się ukazywać na rynku, przynajmniej chwilowo

– w golfa grać nie można, bo pola zamknięte, ani tym bardziej gdziekolwiek wyjeżdżać, więc nikt mnie nie posądzi, że gram, a nie pracuję

– pracuję bardzo dużo, nawet więcej niż przed zarazą, ale albo w domu, albo w biurze „siedząc” na telefonie i komputerze, a po kilkunastu godzinach takiego działania, jestem już tak odmóżdżony, że mogę tylko tępo wgapiać się w ekran telewizora. 

Nic więc dziwnego, że pasja pisarska zaczęła we mnie wzbierać, jak lawa w chwilowo nieaktywnym wulkanie.

Na próbę, jakby trochę niepomny zaleceniom kolegów i z pewną nieśmiałością, puściłem jednak parę dni temu na fejsa nie tak stary w końcu felieton o życiu i pieniądzach, który napisałem w okresie między Świętami, a Nowym Rokiem.

Dostałem tak dużo miłych komentarzy, że dziś, w sobotę, po kolejnej próbie kupna i sprzedaży 30 mln rękawiczek (głównie lateksowych, choć także nitrylowych), powiedziałem sobie – „Dość. Siądź wreszcie człowieku i napisz coś fajnego o golfie i zarazie. Fajnego, bo zbyt mądrych rzeczy możesz jednak nie dać rady.”

No to siedzę i piszę….

Wpierw będzie o miłości. Zainspirowała mnie książka Gabriela Garcii Marqueza: „Miłość w czasach zarazy.” To piękna opowieść napisana z humorem, wyrozumiałością i ogromną czułością o miłości, która okazuje się silniejsza od śmierci. Jakież to teraz aktualne, gdy pieprzony wirus zabiera nam niewinnych ludzi. Zakaz wychodzenia z domu, czasem obowiązkowa kwarantanna. Dla jednych powód do przemocy domowej, dla innych okazja do znalezienia czasu dla siebie, okazania uczucia, spędzenia razem trudnych dla wszystkich czasów, poprawienia relacji z najbliższymi, dla których – niestety – zwykle brak nam czasu!

Miłość jest ważna, a w tak szczególnych czasach, w których żeśmy się znaleźli, jeszcze ważniejsza.

Nie jestem już młodzieniaszkiem i czasy wojny i okupacji znam tylko z opowieści. Co innego ze stanem wojennym z 13 grudnia 1981 roku. Byłem wtedy studentem medycyny i choć nie można porównać tego co było i co jest jeden do jednego, to jedną wspólną cechę widzę – strach. Teraz strach, żeby nie zachorować, żeby nie spotkało to naszych najbliższych, żeby śmierć nie zapukała nagle do naszych drzwi – w stanie wojennym strach przed nieznanym, przed możliwą wojną domową, przed rozlewem krwi. Czy ten strach jest uzasadniony? Nie wiem. Mój bliski przyjaciel, jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy prawnik w Polsce, twierdzi, że nie. Statystyki przemawiają za nim. Na świecie umiera:

– w wypadkach: ponad 1,2 mln ludzi rocznie

– na AIDS: 1, 5 mln

– na nadciśnienie tętnicze: 1,1 mln

– na cukrzycę: 1,5 mln 

– na biegunkę: ponad 2,2 tys. dzieci dziennie, prawie 800 tys. rocznie

– na raka: prawie 2,5 mln 

– na gruźlicę: 1,8 mln

– na udar mózgu: 6.7 mln

– na chorobę wieńcową / zawał serca / niewydolność krążeniową: 7,4 mln

Straszne, ale to nic, bo z głodu umiera dziennie więcej niż 15 tys. osób, ponad 5,5 mln rocznie!!!

Na zwykłą grypę umiera na świecie co roku od 290 do 650 tys. ludzi.

Ile umarło na COVID 19 na dziś 19 kwietnia: 160 tys.

Czy jest więc się czego bać? Tak i nie.

– Wirusa raczej NIE. Jest niewiele bardziej zjadliwy (wirulencjazjadliwość drobnoustrojów – zdolność wniknięcia, namnożenia się oraz uszkodzenia tkanek zainfekowanego organizmu przez dany typ patogenu) czyli groźny od zwykłej grypy. Padliśmy ofiarą paniki wywołanej głównie przed media. Szwecja, Białoruś nie wprowadziły takich restrykcji jak inne kraje, a zachorowalność i śmiertelność wywołana wirusem nie różni się od średniej światowej. Maseczki nie chronią, ale nosić je trzeba. Nie wolno wychodzić z domu, ale w razie potrzeby można. Sklepy są zamknięte, ale niektóre otwarte. Rękawiczki nie chronią, ale są potrzebne. Należy myć ręce, ale to niewiele daje. Nie można odwiedzać rodziny i spotykać się z przyjaciółmi, ale można zmawiać jedzenie, które kurier roznosi do setek domów. Spacerować po lesie też nie wolno ani tym bardziej grać w golfa – czemu? Czemu? Czemu?

 – Skutków ekonomicznych – TAK.

Zbankrutuje tysiące firm, miliony ludzi straci pracę. Z czego będą żyć, co będą jeść? Recesja będzie powszechna. Inflacja też. Niemcy sobie poradzą, bo od dawna w bilansie mają nadwyżkę. Rzucą na ratowanie gospodarki 600 mld Euro i opanują kryzys ekonomiczny. Rezerwa Federalna da 2 biliony dolarów. Szwajcaria też sobie raczej poradzi, nie mówiąc już o Chinach, bo oni pracują teraz 24 godziny na dobę zaopatrując cały świat w środki ochrony osobistej, o respiratorach, pompach i kardiomonitorach nie mówiąc.

A my?

Co by było, gdyby nie surowe restrykcje wprowadzane przez prawie wszystkie rządy i państwa na świecie? Czy zmarłoby milion ludzi, dwa?  Nie wiemy tego, tak jak nie wiemy jak głęboki kryzys, jak długo trwający nadejdzie. Co jest gorsze – śmierć ludzi w podeszłym wieku – bo głównie ich zabiera ze sobą ten wirus czy utrata pracy, zamknięcie firmy, głodne dzieci. Trudne pytania i brak jednoznacznych odpowiedzi. Skąd w ogóle wziął się ten wirus? Tego oczywiście nie wie nikt, nawet najstarsi Indianie. Teorie spiskowe mówią, że Chińczykom wymknął się spod kontroli z któregoś z laboratoriów pracujących nad bronią bakteriologiczną. Nie wierzę w teorie spiskowe, w to, że światem rządzą Żydzi, albo Masoni, że Elvis Presley wciąż żyje, że za wszystkim stoją rosyjskie trolle, a ziemię co pewien czas odwiedzają kosmici – choć za te dwie ostatnie rzeczy, nie dam sobie ręki uciąć

Nie wierzę również w efekt cieplarniany wywołany działaniami ludzi, bo uważam, że klimat na ziemi zmienia się cyklicznie i choć co prawda w najbliższej przyszłości będzie coraz cieplej, to i tak prędzej czy później przyjdzie kolejne zlodowacenie.

Wierzę natomiast i to głęboko w mądrość natury.

Jest nas za dużo na świecie. Prowadzimy rabunkową gospodarkę, niszczymy środowisko. Nie dbamy o naszą matkę – Ziemię. Przymykamy oczy, udając, że tego nie widzimy, że na świecie ludzie umierają z głodu, że dzieci są bite, że muszą pracować, że 2,1 mld (miliarda!!!) ludzi nie ma dostępu do bieżącej wody. Wycinamy lasy, zanieczyszczamy wody, plastik stał się tanim, codziennym bożkiem pod postacią słomek, kubeczków, tacek, naczyń jednorazowych, opakowań, toreb na zakupy itd.

Natura powiedziała: NIE. Dość tego. Spróbowała z HIV, potem z SARS, teraz z COVID 19. Na razie przegrywała i przegrywa, bo narzędzie do samoregulacji życia na ziemi jest za słabe. Nie myślcie jednak, że to jej ostatnie słowo. Za rok, może pięć, a może za więcej lat, natura wyprodukuje wirusa, którego zjadliwość nie będzie na poziomie 3-4%, ale 30-40%. A wtedy umrze nie 200 tys. ludzi, tylko 2 mld. Z tego punktu widzenia dobrze się dzieje na świecie. Teraz się dobrze dzieje. Wiem, co mówię. Jesteśmy na poligonie i ćwiczymy walkę z zarazą. Wielu ludzi ją zlekceważyło, tak jak kilka krajów, ale wnioski zostaną wyciągnięte. Świat będzie lepiej przygotowany jak pojawi się kolejny wirus.

Przyszłość w ogóle rysuje się marnie.

Czy to będzie wirus, czy kometa, a wystarczy taka nieduża, o średnicy kilometra, żeby przez gigantyczne tsunami niszczące wszystko na swej drodze i wzbicie w powietrze, do atmosfery miliardów ton pyłów odciąć nas skutecznie na parę lat od światła słonecznego. A może to będzie wybuch, któregoś z super wulkanów? Efekt będzie podobny. Nie jest przecież kwestią czy to nastąpi, tylko kiedy.

Dość jednak tych katastroficznych wizji. Niby nas obchodzi, co będzie za sto czy sześćset lat. Przyjmijmy jednak to ostrzeżenie od matki natury. Zwolnijmy tempo życia, dbajmy o środowisko, nie pozwólmy na biedę, głód i wykluczenia ludzi. Kochajmy się, dbajmy o nasze związki, o naszych najbliższych. Pielęgnujmy miłość, dobroć, współczucie, szacunek i uczciwość. Mamy inne preferencje wyborcze, seksualne, religijne, ale wszyscy jesteśmy ludźmi, istotami rozumnymi, bez względu na kolor skóry, wyznanie i miejsce zamieszkania. Jesteśmy w jakimś sensie rodziną mieszkającą razem na jednej z biliona planet we wszechświecie, może jedynej, więc tym bardziej chrońmy ją i siebie.

Co to ma wspólnego z golfem?

Niewiele, ale trochę ma, bo jak mówi stare przysłowie: w zdrowym ciele zdrowy duch. A golf to bardzo zdrowy sport. Dużo wiemy o tym jak funkcjonuje nasz system odpornościowy i choć nie wszystko jest do końca jasne, to wiadomo, że po pierwsze:

– śmiertelność wśród zakażonych wirusem jest znacząco mniejsza u osób zdrowych

– dobre zdrowie, dobre samopoczucie, kondycja fizyczna i psychiczna czyni z naszego organizmu twierdzę dużo trudniejszą do zdobycia przez jakieś zarazki.

Więc grajcie w golfa, chodźcie po świeżym powietrzu, wzmacniajcie kondycję, zdrowie i budujcie w sobie dobry nastrój. Nawet wtedy, gdy wynik gry będzie poniżej oczekiwań, cieszcie się naturalną rywalizacją, wysiłkiem, przyjemnością z gry. Co prawda trochę się boję, że jak nasz rząd poluzuje restrykcje, a musi, bo przecież wybory za pasem i otworzy również pola golfowe, to słońce i błękitne niebo, które jakby na złość towarzyszą nam od wielu dni siedzenia w domu, zmienią się w pochmurne niebo, z którego zacznie kapać deszczyk, ale to przecież nie będzie to trwać wiecznie.

Wiosna już pełną gębą, za chwilę zakwitnie bez, trawa soczysta i zielona, a w powietrzu czuć ciepło i świeży powiew tej cudnej pory roku.

Wytrzymajcie jeszcze chwilę, góra dwie. Dużo rzeczy zmieni się na świecie. Wyjdźmy z tego silniejsi, mądrzejsi i lepsi. Świat oczekuje tego od nas, więc dajmy mu to, bo damy wtedy to sami sobie.

Pozdrawiam was i do zobaczenia (niedługo) na polu golfowym.

Pasyn

Instagram: Traveling4golf

Facebook: Wojciech Pasynkiewicz

Facebook: Fanpage – Pasyn travelling4golf

E-mail: w.pasynkiewicz@upcpoczta.pl

 

Ostatnie aktualności

Partnerzy strategiczni Partnerzy wspierający
Partnerzy medialni